Czas szpiegów
Aktualnie każdy kto nie popiera radykalnej polityki federalizującej się na naszych oczach, w większości wbrew mieszkańcom, Unii Europejskiej – nazywany jest „ruskim szpiegiem”. I to kompletnie bez znaczenia, że ty Rosji nigdy na oczy nie widziałeś, nigdy tam nie byłeś, nie znasz rosyjskiego, nie masz rosyjskich znajomych i nawet nie chcesz nic o nich wiedzieć. Po prostu jeśli nie popierasz Unii Europejskiej, to jesteś ruskim szpiegiem, kropka.
WYBORY DO EUROPARLAMENTU I RUSCY AGENCI
Wszystko wygląda tak, jakby brukselscy parlamentarzyści i inni euroentuzjaści obrali sobie na przewodnią narrację wyborczą – straszenie Rosją i wyzywanie każdego niepopierającego UE – „ruskim szpiegiem”. Swoją drogą to naprawdę bardzo słaba linia w szukaniu zwolenników ratujących rządzącą lewicę przed przerżnięciem czerwcowych wyborów. Jeżeli to jest ich jedyny czy najmocniejszy argument wyborczy, to naprawdę marnie widzę ich wyniki w nadchodzących wyborach.
Dopiero co niedawno Ursula von der Leyen, która ledwie musiała otrzymać jakieś niekorzystne dla siebie prognozy sondażowe, zaczęła straszyć, że rosnące w siłę, szybko zwiększające poparcie, antyunijne partie takie jak niemieckie AfD czy polska Konfederacja to zagrożenie dla Unii Europejskiej w jej obecnym kształcie i zniechęcała wyborców do głosowania na nie. Wedle założeń prawica faktycznie odniesie sukces w wielu krajach, w nadchodzących wyborach.
Niedługo potem, zupełnie „niespodziewanie” wybucha jakaś rzekoma afera o rosyjskich wpływach i finansowaniu różnych europejskich partii, poszczególnych polityków czy mediów (oczywiście antyunijnych), przez „Putina”. Dowodów żadnych nie ma, skazanych nie ma, jak się pewnie domyślacie. Ale od tamtej pory każdy kto jest sceptyczny wobec Unii Europejskiej otrzymuje już łatkę ruskiego agenta. Propaganda medialna zadanie wykonała. Stare sprawdzone, komunistyczne metody.
Oczywiście podtrzymywaniu takiej ich wersji sprzyja trwający wciąż konflikt na Ukrainie. Ale to jedynie oczywiste potwierdzenie dla wszystkich potrafiących łączyć kropki, że projekt pt. „Unia Europejska” tonie jak titanic.
Pisałem już tu gdzieś ostatnio, że dla wielu zwykłych śmiertelników (bo jedynie z pozycji takich mogę i chcę się wypowiadać, a nie w imieniu jakiegoś polityka czy lobbysty), Unia Europejska w postaci EWG (Europejska Wspólnota Gospodarcza), czyli docelowo współpraca gospodarcza europejskich krajów, była jakąś szansą na rozwój, nowymi horyzontami, okazją na wymianę handlową, dopełnieniem dotychczas prowadzonych działalności. Jednak to, w co się teraz Unia przepoczwarza, nie jest już dobre dla nikogo, chyba że dla wyłącznie niemców-założycieli. Obecnie Unia szkodzi. „Unia Europejska powinna zostać zniszczona.” – cytując klasyka.
Ja sam osobiście już od kilku tygodni jestem dosłownie poirytowany tą przedwyborczą medialną sraczką w temacie „rusofobia”. Każdego dnia, przeglądając wiadomości, czy to typowo lokalne-polskie czy napływające z Niemiec lub np. Włoch, Austrii czy Hiszpanii (czyli de facto krajów, które coraz chętniej opuściłyby Wspólnotę UE), dowiadujemy się, że ktoś kolejny jest „proputinowcem”, bo wolałby rozpadu tej karykaturalnej Unii. Podobnego zdania są internauci, którzy publicznie podzielają takie same spostrzeżenia. To już po prostu każdego wkurwia.
A do wyborów jeszcze trochę zostało, więc denerwujący trend pewnie będzie nadal nakręcany.
Dziś nawet tygodnik DoRzeczy na swojej okładce nawiązał dokładnie do tego samego: „Kto nie za Unią Europejską, ten za Rosją ?” https://tygodnik.dorzeczy.pl/archiwum/574/dorzeczy-16-2024.html
A tak aktualnie wygląda UE:
Narzucanie jakichś własnych odgórnych kwestii światopoglądowych. Narzucanie co możemy jeść, a czego nie możemy i w jakich ilościach. Ingerencje w nasze regionalne kultury, tradycje i historię. Narzucanie kogo mamy przyjmować do naszej ojczyzny, a kogo nie. Narzucanie czym mamy się poruszać, a czym nie. Wbijanie się klinem w polski system prawno-sądowniczy. Nakładanie nowych podatków. Zmierzanie do utworzenia jednej wspólnej waluty i jednego wojska. Wtykanie nosa w polskie kwestie bezpieczeństwa energetycznego, zabranianie stabilnej energii, na rzecz wątpliwej i niepewnej. Ingerowanie czym człowiek może ogrzać rodzinę, a czym nie może. Ludzie sobie po prostu nie życzą takiego wtrącania. Mamy dość! Dlatego przybywa eurosceptyków i antyunijnych – z winy Unii, a nie z powodu jakiegoś Putina.
Ktoś, kto na samej „antyunijności” opiera swoje „prorosyjskie” zarzuty też musi być jakiś co najmniej kopnięty przez 220V.
Dlatego w zbliżających się wyborach europejskich – 9 czerwca 2024, należy opowiadać się za propolskimi i antyunijnymi politykami. Nie odwrotnie. Bo inaczej zniknie Polskość.
W Niemczech np. aktualnie intensywnie grilluje się antyunijną i antysystemową partię AfD. Oskarżają popularnych polityków o jakieś rosyjskie wpływy. Dyskryminują przez to sympatyków tego ugrupowania nawet w sportowych rywalizacjach. Gdzieś tam nawet dopuszczono się zakwestionowania mocnego zwycięstwa w powszechnych wyborach, prezydenta wywodzącego się ze struktur AfD. Obrzydliwe zagrania lewactwa, którego nie stać na poważną grę, merytoryczny dialog lub uczciwą przegraną. Jak to się mówi: odciąganie od koryta boli.
W polskiej polityce także zaczęto znacznie więcej mówić o szpiegach. Oczywiście winnych z pewnością nie ma i nie będzie. Ale namącić nie zaszkodzi – to zawsze sprzyja obecnie trzymającym władzę. Zresztą była już kiedyś podobna nagonka zdaje się.
Generalnie w Polsce, Rosją straszyło się od zawsze, a przynajmniej odkąd tylko pamiętam. Zawsze było, z ust polityków i z telewizora, że Rosja to wróg i lada chwila zaatakuje. 30 lat minęło i nic takiego nie nastąpiło, nawet się nie zapowiada. No i nadal „straszą ruskiem”.
Tak dygresyjnie – to były jak dotąd jedynie przepychanki u szczytów władzy, bo jak sięgam pamięcią i za młodego jeździło się na jakieś kolonie i obozy np. na Mazury, i tam spotykało się „zwyczajnych” rosjan, to choć nie mówiło się w ich języku, zawsze dogadywało się bez problemu, ze względu na podobieństwa językowe i świetnie spędzało się razem czas. Było to interesujące doświadczenie i ciekawa wymiana kulturowa.
Przypatrując się jednak na ostatnie kilka lat agresywno-zaczepnej polityki naszych rządzących, nie można wykluczyć takiego scenariusza, że Rosja w końcu cierpliwość straci. Bo kto to widział o wszystkie własne niepowodzenia przez własną nieudolność obwiniać sąsiednie kraje? Dodatkowo wykrzykiwać publicznie, że „wgniecie się prezydenta sąsiedniego mocarstwa w ziemię”?? To trzeba być przecież niespełna rozumu i powinno się pilnie przebadać psychiatrycznie takiego osobnika, bo przejawia objawy mocnych zaburzeń psychicznych, które mogą się okazać szkodliwe dla całego 40 mln. narodu.
Na dniach, ogromnego paszkwila wypuściła znana z takich: Gazeta Wyborcza, z artykułem gdzie pomawia polityka Konfederacji o jakieś branie pieniędzy zdaje się.
Do tych rewelacji natychmiast odnieśli się politycy Konfederacji na specjalnie zwołanej konferencji sejmowej (do obejrzenia poniżej), podczas której Grzegorz Braun osobiście łączy się z dyżurnym polskich służb zgłaszając, informując że Gazeta Wyborcza dotarła do tego typu koneksji na rzecz obcych środowisk. No a z uwagi na ogromną powagę takiego przestępstwa, skoro ktoś w GW posiada dowody na branie zagranicznych pieniędzy lub działanie dla obcych służb, powinien to czym prędzej zgłosić w stosowne miejsca, a nie pisać felietoniki o tym w gazetce. Miejmy zatem nadzieję, że trzyliterowe służby te dowody otrzymają, a jeżeli nie to poszukają ich pilnie osobiście u autorów tamtego artykułu. W końcu jakieś poważne zadanie dla nich i mogliby się wykazać.
GDZIE SĄ POLSKIE SŁUŻBY?
Tymczasem w Polsce na poważnie padają personalne oskarżenia wobec piastujących najwyższe stanowiska w kraju, przez innych piastujących najwyższe stanowiska i to już nie przelewki, co faktycznie zmusza do zadania pytania: „Gdzie są polskie służby?”
Znowu zajmują się bzdurami i nachodzeniem osób niepodejrzanych o nic i rekwirowaniem u nich świec z wosku pszczelego – wytypowanych jako broń do dokonania „zamachu staniu”??
Jarosław Kaczyński z mównicy sejmowej rzucił niedawno oficjalne oskarżenie, iż Donald Tusk jest NIEMIECKIM AGENTEM !
Jeżeli takiej wagi oskarżenie pada na najwyższych szczeblach, to w poważnym, sprawnie funkcjonującym państwie, służby bez czekania na wpłynięcie zawiadomienia same niezwłocznie podejmują śledztwo. Ale skoro tak się nie dzieje, to może służby już wiedzą?
Dlaczego Kaczyński nie odpowiada za fałszywe oskarżenia, jeśli kłamał?
Dlaczego Tusk go nie pozwał za zniesławienie – bo służby musiałby go od deski do deski pod tym kątem prześwietlić ?
Dlaczego służby nie prowadzą teraz dochodzenia, by potwierdzić, że nie jest agentem? Jeżeli nie jest, to dlaczego Kaczyński twierdzi, że jest? Jeżeli jest, to dlaczego nie siedzi?
A może zwyczajnie służby wiedzą i boją się poinformować opinii publicznej, bo to zatrzęsłoby całym Państwem i upokarzająco poszło w świat, że służby odpowiadające za bezpieczeństwo kraju, służyły agentowi innego kraju?
Teoretycznie, nic odkrywczego generalnie – Kaczyński powiedział tylko to, co myślą wszyscy.
Jeżeli nie byłoby w tym nic z prawdy, to skąd ta odwieczna służalcza postawa Tuska wobec Berlina, Angeli Merkel, Ursuli von der Leyen (nad tą wiszą obecnie czarne chmury w związku z aferą Pfizer, jednak Tusk wycofał złożoną skargę Polski w tej sprawie) i uporczywe działanie na korzyść Niemiec i szkodę Polski i Polaków? Na niekorzyść Tuska może świadczyć WSZYSTKO, co przypominają powszechne źródła – jego pochodzenie, miejsce urodzenia, języki w których się porozumiewał od dziecka, dawne wyjazdy do niemieckiego RFN. Nie pomaga również znajomość z osobą nazywającą się Detlef Ruser – potwierdzony tajny niemiecki agent STASI, infiltrujący dla niemieckich służb działalność opozycyjną w Gdańsku, z którym dawniej Tusk miał utrzymywać wieloletnie ścisłe stosunki. Detlef, pseudonim „Henryk”, zwany „Heniem”, często bywał gościem w domu Tuska.
Nie rozumiem jaki jest problem wystąpić do strony sąsiedniego kraju (z którym mamy niby dążyć do dobrych stosunków) i tę sprawę zbadać, zwłaszcza, że istnieją sygnały, iż teczka TW Oskara, którym rzekomi miał być Donald Tusk, leży ponoć w instytucie w Berlinie. DRĄŻYĆ, DRĄŻYĆ I JESZCZE RAZ DRĄŻYĆ, bo to jest zbyt poważna sprawa, by tak błaho ją traktować! Jeżeli był agentem, to ujawnić. No chyba, że wciąż nim jest i niemiecka strona nie będzie chciała wówczas współpracować. Jeśli jedynym dowodem na niewinność Tuska ma być jakiś tam wyrok postkomunistycznego sądu, gdzie nie odbyła się żadna stosowna lustracja, i gdzie w tamtych czasach każdy wszystko załatwiał „za flaszkę”, to logiczne że nikt temu wiary nie daje.
No chyba, że faktycznie żyjemy w podległym, zależnym Państwie i nikt nawet nie chce sprawy wyjaśniać.
MEDIA SPOŁECZNOŚCIOWE
www.facebook.com/LokalneSprawy
Projekt NIE współfinansowany ze środków Unii Europejskiej, a realizowany i prowadzony jedynie z własnych środków finansowych.
Z Unii Europejskiej przychodzą jedynie podwyżki, utrudnienia i ograniczenia. POLEXIT!